3.09.2011

W kolejnej dawce fot pokażę ptaszka. (Gallinula chloropus)



Tak to jest "Kurka Wodna" bądź jak wolą niektórzy "Kokoszka Wodna"

I jeszcze kilka




"Zaciągnijcie na oknie niebieską zasłonę,
Siostro, leki stąd weź, niepotrzebne mi są.
Wiara, Nadzieja, Miłość, poznaję -- to one,
Moje trzy wierzycielki odwiedzić mnie chcą.

Krótki pobyt na ziemi opłacić przystoi,
Ale pustą sakiewkę dziś mam, jak na złość...
-- Nie zamartwiaj się, nie smuć, o Wiaro, Ty moja,
Pewnie jeszcze dłużników zostało Ci d ość.

Resztką sił się obrócę do drugiej z kolei,
By w ramionach jej ukryć skruszoną swą twarz:
-- Nie zamartwiaj się, nie smuć, o matko Nadziejo,
Nie jednego wszak syna na ziemi tu masz!

A gdy usta przycisnę do dłoni tej trzeciej,
Słyszę jaką czułością głos cichy jej drga:
-- Nie zamartwiaj się, nie smuć, ja sama się przecież
Zamiast ciebie musiałam roztrwonić do cna.

-- Czyjekolwiek cię w życiu ramiona tuliły,
Jakikolwiek nieziemski ogarnąłby żar,
Dług twój ludzkie oszczerstwa w trójnasób spłaciły,
Więc oczyszczam cię z win i uwalniam od kar.

Leżę czysty jak łza w pierwszym świtu przypływie,
Biała flaga pościeli powita mdły brzask.
Trzy sędziny, trzy matki, trzy siostry cierpliwe
Otwierają mi kredyt ostatni już raz."
B.O

Jesienno depresyjnie.



"Gdzie jest słońce, śmiech i dzieci, 
piłka leci w niebo dżdżyste
Jak by na całej planecie 
Życie było tylko czyste"

Foty z dzisiejszego poranka, pierwsza prawie jesienna mgła, a do tego znalazłem w necie fragment opowiadania.

"Noc przelała się przez miasto, smolista ciemność zalewała ulice, przyklejała się do budynków, całe miasto tonęło w mroku. Piwnica jednego z wieżowców żyła jednak własnym życiem, rozświetlona sztucznym światłem lamp dwadzieścia cztery godziny na dobę, ukrywała przed wzrokiem przechodniów medyczne laboratorium jednego z wielkich koncernów. To tu w imię dobra ludzkości, poddawano testom nowe preparaty, leki, kosmetyki. To tu nieskończony ogrom zwierzęcego cierpienia, przybierał postać codziennej rutyny, a śmierć nawet w najgorszych męczarniach była największym darem jakim człowiek mógł obdarować zwierze.
W rozświetlonej sali na zimnym stole umierał pies, pies bez imienia, bez duszy, kolejny numer w długiej ewidencji kartotek. Pracownik nocnej zmiany jak zwykle o tej porze zmywał  długi biały korytarz, swoisty pas ziemi niczyjej pomiędzy bezkresem nieludzkiego cierpienia, a lodowatym więzieniem nadludzkiej samotności, otoczony murem morderczej obojętności, wypełniony po brzegi zapachem paraliżującego lęku. Mijająca właśnie godzina nie różniła się niczym od tysięcy godzin, które przelały się przez budynek od dnia jego powstania i od tych, które jeszcze się przez niego przeleją. W tej mdłej plątaninie bliźniaczych minut, w jednym z odległych pomieszczeń ciało srebrnego boga uległo materializacji, w swej podróży ponad czasem i przestrzenią laboratoryjnymi korytarzami  Bóg pozostawał niezauważalny dla krzątających się ludzi. Ziemia której dotknęły jego stopy stawała się święta czas wokół niego nie płynął, a na potrzeby swej podróży przybrał postać srebrnego mężczyzny, swą podróż zakończył przed konającym psem po czym powiedział :
-  Jestem światłością światłości, początkiem i końcem. –położył dłoń na głowie psa, a twarz Boga pozostała niewzruszona, kamienna.
Po chwili ciszy jego twarz stała się ciepła, a spojrzenie przepełnił spokój i współczucie. Jego ciepły głos wypełnił pomieszczenie.
-Jestem Twoim cierpieniem, Twoim bólem, całym skurwysyństwem, które Ci zrobili, jestem Twoim strachem, Twą samotnością, jestem obojętnością, jestem całym złem jakie cię dotknęło, jestem Twoim życiem obdartym z radości, miłością której nigdy nie poznałeś, jestem wszystkim tym co budzi w Tobie wstręt, przerażenie, żal. Jestem tym wszystkim i przyszedłem po Ciebie. Przyszedłem by dać Ci wolność, chcę żebyś odszedł zemną.
Pies spojrzał w oczy Boga, zamerdał ogonem. Paraliżujący go ból stał się bardziej znośny, ledwo słyszalnym głosem wyszeptał:
-Wiem kim jesteś. Czekam na Ciebie od 3 lat. Nie winie Cię za to, wiem że nie mogłeś nic zrobić, ale wiedz też, że nie złamałem żadnego z Twoich przykazań i nigdy nie straciłem współczucia dla nich.
-Dlatego zabieram Cię ze sobą, Twoje oczy widziały za dużo, cierpienie stało się Twoim życiem, ale dzisiaj to wszystko się kończy. – powiedział Bóg biorąc ledwo żywego psa na ręce.
Zanim odejdziemy, chciałbym wiedzieć tylko czy to wszystko miało jakiś sens? – zapytał pies zwieszając coraz cięższą głowę przez ramię Srebrnego Boga, - Czy ocali to kogokolwiek, czy dzięki temu ktoś będzie szczęśliwszy?
- Nie miało żadnego Piesku.- Powiedział Bóg głaszcząc zniszczone psie ciało.
Srebrny Bóg odszedł korytarzem niosąc na rękach konającego psa."
Kirk Lazarus